Czarownice na ziemi radomskiej

19 czerwca, niedługo przed zachodem słońca spotkaliśmy się w lubianym przez nas lesie Kapturskim. Grupę uczestników przywitał Gryzipiórek, który przyjechał do Radomia z ramienia swej uczelni, aby zbadać świat czarownic i poznać tajniki procesów o czary. Przedstawił także Magdalenę Kowalską-Cichy, która stanowiła wsparcie merytoryczne przedstawianych historii.

Przy niewielkiej polanie nieopodal dowiedzieliśmy się, że Baba Leśna jest bardziej znana pod innymi imieniem. Baba Jaga początkowo była pozytywnym bóstwem, była strażniczką klanu, tradycji ludowych, była pośredniczką między światem żywych i umarłych. Z czasem jednak przypisano jej inne cechy i snuto liczne opowieści, które zaczęły przedstawiać ją w znanym nam dziś, mało pozytywnym świetle.

Gryzipiórek nie zniechęcił się i postanowił przy wsparciu uczestników przeprowadzić zabawny rytuał, który miał przywołać Leśną Babę. Musiało to zabawnie wyglądać jak grupa zaczęła piać i obracać się w miejscu! Ale skutecznie! Ku uciesze wszystkich z krzaków wyłoniła się Ona – Baba Jaga. O pomyłce nie mogło być mowy.

Po odczynieniu „czarów” na jednej z uczestniczek zapadła decyzja, że możemy ruszać dalej.
Doszliśmy do prowizorycznej chaty, z której doszły nas słowa: „Ten kto mnie porzucił, niech tak się męczy i skwierczy.” Baba wywołała jej mieszkankę i zwróciła się o pomoc. I co się okazało? Zuzanna pomogła i Leśna Baba nie wygląda już jak starucha, a piękna dama! Zachęcona wybrała jedną z uczestniczek, aby i na niej przeprowadzić upiększającą magię, niestety nieskutecznie.
Pani Magdalena opowiedziała nam w tym miejscu historię Zuzanny Orłowskiej, która ponoć była kochanką króla Zygmunta Augusta i miała leczyć go magią. Nastał jednak czas, kiedy odmówiła dalszego leczenia króla, ponieważ ten porzucił ją i zakochał się w innej.

Kliknij na pojedyncze zdjęcie, by powiększyć.

Fot. Alan Pieńkowski

Zatrzymaliśmy się nieopodal, w niewielkiej odległości od dziewcząt tańczących wokół drzewa. W tle słychać było cichą muzykę. Okazało się, że zostaliśmy świadkami sabatu! Udział w takich obrzędach był najczęstszą przyczyną oskarżeń o czarną magię, o czym opowiedziała nam Pani Magdalena.

Ruszyliśmy dalej. A im bardziej zbliżaliśmy się do rzeki, tym bardziej milkły niepokojące krzyki, które nas tam zwiodły. Po dotarciu na miejsce zrobiło się zamieszanie. Z tłumu wyciągnięto dwie dziewczyny, oskarżone o kradzież precjozów! Jeden z mężczyzn, którego zastaliśmy przy rzece związał złodziejkom ręce i odszedł z nimi.

Leśna Baba wypytała pozostałych na miejscu o to, co się tam wydarzyło. Ci próbowali z całych sił się wykpić, jednak przyznają w końcu, że „Kazali rzucać do wody to rzuciliśmy…”. Pani Magdalena opowiedziała w tym miejscu o pławieniu kobiet posądzonych o bycie czarownicą. Polegało to na wrzuceniu do wody związanej podejrzanej. Jeśli wypłynęła – to czarownica i należy ją zgładzić. Jeśli jednak utonęła – dowiodła swej niewinności. Zdarzało się także, że wyrok zapadał na mężczyznę. Było to jednak niezwykle rzadko.

Oddaliliśmy się z tego miejsca. W którymś momencie w powietrzu czuć było intensywny zapach. Kilka kroków dalej naszym oczom ukazały się dwie kobiety nad kociołkiem na palenisku. Okazuje się, a jakże! Że to kolejne czarownice na naszej drodze!

Po wybraniu jednej z uczestniczek, kobieta przedstawiła nam przepis na eliksir miłosny! Pani Magdalena opowiedziała jak to, wydawać by się mogło, nieszkodliwe czary miłosne mogły stać się przyczyną oskarżenia. Zofia Filipowiczowa, czeladnica szlachcica Jana Podlodowskiego, i być może jego kochanka, została oskarżona o spowodowanie śmierci mężczyzny. Gusłami miała szkodzić też jego synowi. To właśnie Paweł Podlodowski, syn Jana, kazał uwięzić Zofię i jej „wspólniczki”. Rzecz działa się w 1639 roku w Rykowie (jakieś 30 kilometrów na południowy-zachód od Radomia), a sprawę badał sąd wójtowsko-ławniczy sprowadzony tam ze Skrzynna. Po zakończonej opowieści pani Magdaleny ruszyliśmy dalej w drogę. Dotarliśmy do miejsca, gdzie przywiązane do pala, stały znane nam już złodziejki pilnowane przez mężczyznę znad rzeki. Proszą o litość, przyznają że kradły, ale to z biedy, z głodu.

Włączyła się Pani Magdalena i opowiedziała nam historię Barbary z Radomia, która zajmowała się ochroną zwierząt domowych przed czarami i chorobami i tzw. magią mleczną. Sądzono ją w Kaliszu w 1580 roku. Podczas śledztwa przyznała, że znała się na ziołach, korzystała z czarów szkodliwych i leczniczych, bywała nawet na sabatach czarownic. Nie wiemy dziś, na ile jej zeznania były prawdziwe. Zostały wymuszone torturami, mogły więc zawierać to, czego oczekiwali od niej sędziowie. Mimo, że w procesie nie zeznawał żaden świadek, kobietę i tak skazano na śmierć przez spalenie na stosie.

Na szczęście wkroczyła Leśna Baba z protestem, dziewoje oszczędzono i uwolniono, a wszyscy aktorzy przybliżający nam tego wieczora historie, wraz z uczestnikami spaceru przeszli do części finałowej spaceru: ogniska z poczęstunkiem.

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *